Produkty GMO są… praktycznie wszędzie wokół nas. Niemożliwe? – a jednak prawdziwe. Dwa najbardziej dobitne przykłady to: bawełna i pasze dla zwierząt.
Zacznijmy od pasz. W Polsce występuje tak zwany deficyt białka – z powodu chłodnego klimatu nie możemy wyhodować odpowiedniej ilości roślin białkowych takich jak motylkowe, czy jak teraz się mówi: bobowate. Jedną z roślin bobowatych jest soja. Żeby zapewnić paszę intensywnie hodowanym zwierzętom sprowadza się do Polski soję. Oczywiście – soję GMO. Dlaczego oczywiście? -bo soja GMO jest tania, a soja niemodyfikowana jest droga. A ponieważ większość z nas domaga się, aby mięso było tanie – sprowadza się do Polski tanią, genetycznie modyfikowaną soję. Oczywiście, wszyscy o tym wiedzą. To znaczy: wszyscy rolnicy. Mieszkańcy miast… niekoniecznie.
Jak wynika z wyliczeń Instytutu Zootechniki – Państwowy Instytut Badawczy z Krakowa, w Polsce potrzebujemy około 1,25 mln ton czystego białka w paszach. Polskie uprawy roślin bobowatych mogą zapewnić zaledwie kilka procent z tej liczby. Resztę trzeba importować.

Większość kurczaków, które spożywasz, to kurczaki hodowane na paszy GMO. Wiesz o tym? Nie? A powinieneś…
W 2016 roku rozgorzała prawdziwa wojna o pasze GMO. Kończył się bowiem termin, pozwalający na stosowanie pasz GMO w Polsce, więc hodowcy kurczaków i trzody chlewnej protestowali, by Sejm przedłużył tak zwane memorandum na stosowanie pasz GMO. Hodowcy domagali się przedłużenia na kolejne cztery lata, ale ostatecznie Sejm zdecydował o przedłużeniu tylko na dwa lata. Czy to oznacza, że w 2019 roku świnie i kurczaki będą karmione paszami bez soi GMO? Niestety – nie. To oznacza jedynie, że w 2018 roku znów hodowcy przystąpią do walki o tanie pasze oparte na soi GMO. I Sejm znów ulegnie.

Szyneczka od zwierząt karmionych paszą GMO jest do kupienia w każdym sklepie. Kto jednak ma zaprzyjaźnionych rolników ten wie, że świnki hodowane ,,dla siebie” karmią inaczej, jak przed 30 laty, najczęściej parowanymi ziemniakami ze zbożem. Kury znoszące jajka ,,dla siebie” chodzą po wybiegu. Te karmowe soją modyfikowaną znoszą jajka dla ,,miastowych”.
95 procent produkowanej na świecie soi to soja GMO. Jeśli lubimy produkty sojowe, a nie są one certyfikowane jako BIO, z dużym prawdopodobieństwem pochodzą z upraw genetycznie modyfikowanych. Jeśli więc wśród składników kupowanej żywności znajdziemy wpis: emulgator – lecytyny (z soi) to na 99,9% jest to soja GMO.

Czy pasza GMO ma wpływ na zdrowie zwierząt? Naukowcy przekonują, że nie, a naturoterapeuci, że tak. My, szarzy zjadacze kurczaków czy schabowego nie możemy tego sprawdzić – zwierzęta przeznaczone na ubój żyją bowiem krótko i nie mają możliwości wydania potomstwa. Nie możemy więc stwierdzić, czy jedzenie roślin zmodyfikowanych genetycznie może wpływać na następne pokolenia. Naukowcy sprzymierzeni z Monsanto mówią, że wszystko jest OK, ale badacze cytowani przez naturoterapeutów mówią coś dokładnie odwrotnego.
GMO może zmieniać nasze DNA. Ma bardzo niewielką wartość odżywczą. Wydaje ,,duże” plony przez siedem lat, a potem degradacja środowiska jest na tyle duża, że nie rośnie już nic. Roślina GMO jest ,,sztuczna”, nasz układ pokarmowy i każdy inny – bo jedzenie wzmacnia wszystkie nasze układy – takiego ,,pokarmu” nie rozpoznaje.
Niedawno podczas posiedzenia sejmowej Komisji Rolnictwa odbyła się potężna dyskusja nad przyszłością GMO w Polsce. Jerzy Zięba, autor książki Ukryte Terapie przekonywał w imieniu społeczeństwa, że w Polsce GMO nie chcemy. O paszach jednak mowy nie było.
Obiecałam jeszcze drugi przykład. 30-40 lat temu ubrania z bawełny miały jedna podstawową wadę – bardzo się gniotły. Teraz gniotą się znacznie mniej. I to nie za sprawą czarodziejskiej różdżki. Prawie cała uprawiana teraz na świecie bawełna jest modyfikowana genetycznie, ale nikt nam o tym nie mówi. Trudno też znaleźć oznaczenia na metkach, mówiące czy wykorzystana bawełna jest GMO – w znacznej większości można przyjąć, że jest.

Nikt się nas nie pyta, czy tego właśnie chcemy. Jesteśmy od tego, żeby kupować, a nie rozmyślać. Ale to od nas zależy, czy będziemy się na to godzić. Dlatego sprawa GMO na moim blogu powróci jeszcze wiele razy.
Info tu wrzucane służy wyłącznie do celów informacyjnych i wyraża zdanie założycielki bloga, ale nigdy nie może zastąpić opinii lekarza lub pracownika służby zdrowia.