Dlaczego warto pościć?

Post postowi nierówny. Jedni decydują się kilkudniowe głodówki, inni – na tak zwany post przerywany zwany czasem ,,oknem żywieniowym”. Tak naprawdę każdy z nas może wybrać dla siebie taki rodzaj postu, jaki mu najbardziej odpowiada. Czy warto pościć? – moim zdaniem tak.

Post kojarzy się nam z wyrzeczeniami i uczuciem głodu… Tak naprawdę my teraz nie wiemy, czym jest głód i często mylimy go z brakiem dostatecznej ilości wody w organizmie. Ale post wcale wyrzeczeniem być nie musi. Co więcej, może tak dobrze działać, że stanie się… przyjemnością.

O zaletach postu piszą autorzy wielu książek. Wymienię tu choćby panią dr Ewę Bednarczyk-Witoszek, autorkę tak lubianej przeze mnie Diety Dobrych Produktów czy Michaela Mosleya,  który wymyślił dietę 5:2. Książek jest naprawdę wiele i każdy znajdzie jakąś dla siebie, w zależności od tego czy lubi trudne, czy bardziej popularne pozycje.

Często wydaje się nam, że jesteśmy głodni, a tak naprawdę chce się nam…wody!

Wielu z nas lubi oglądać stare zdjęcia. Gdy oglądamy naszych przodków, zazwyczaj zwracają uwagę nieco śmieszne dziś fryzury czy ubrania. Ale… spójrzmy na ich figury! Na starych zdjęciach nie ma ludzi z nadwagą! Nie ma też ludzi z otyłością brzuszną. A gdy odwrócimy wzrok od starych albumów i popatrzymy na ulicę to zobaczymy, że co najmniej 85% osób ma większą lub mniejszą otyłość wiscelarną (brzuszną). Oznacza to, nie tyle, że tłuszcz gromadzi się w okolicach brzucha, ale że otłuszczone są narządy wewnętrzne i dlatego taka otyłość jest groźna.

A teraz porównajmy… dlaczego nasi przodkowie byli szczupli, a u nas, od 30 lat jest coraz więcej ludzi z nadwagą? Co się zmieniło? Praktycznie wszystko.

Przede wszystkim zmieniła się jakość żywności, bo jeszcze 30 lat temu w rolnictwie nie używano tak ciężkiej chemii jak dzisiaj. Kto ma więcej niż 40-50 lat pamięta doskonale, jak wiele prac, choćby odchwaszczenie – wykonywano ręcznie. Dziś to nie do pomyślenia. Każdy sezon uprawowy to co najmniej kilka zabiegów chemicznych, a na myśl o tym, ze można by część prac robić mechanicznie lub ręcznie rolnicy tylko pukają się w głowę.

Ale to nie wszystko. Współczesne zboża nie mają wiele wspólnego z tymi sprzed kilkudziesięciu lat. Każdego roku powstają nowe odmiany – nie, nie powstają naturalnie, ale w zamkniętych hodowlach laboratoryjnych. Mają być coraz plenniejsze i łatwiejsze do uprawy chemicznej. Choć nie nazywa się tego modyfikacją genetyczną, współczesne zboża są pod każdym względem zupełnie inne niż te sprzed lat.

Mówimy często: dziś ludzie żyją dłużej niż kiedyś… 80-100 lat dożywa obecnie pokolenie urodzone przed i w czasie II wojny światowej. To pokolenie, które już w wieku dziecięcym zaznało głodu, a potem, przynajmniej do połowy lat 50 XX wieku wcale nie było wiele lepiej. Długich lat dożywają zatem ludzie, którzy przynajmniej przez kilka lat swojego życia nie dojadali do syta. W mediach słyszymy slogan ,,żyjemy coraz dłużej”. Nie! To nasi dziadkowie i rodzice żyją dłużej. W najmłodszych pokoleniach jest znacznie mniejsza niż kiedyś umieralność noworodków (to bardzo poprawia statystyki), ale jak długo będziemy żyć tego nie wiemy. Wystarczy jednak przejść obok miejskiej tablicy z nekrologami, by przekonać się, jak wiele osób w wieku 40-55 lat odchodzi z tego świata.

Mój dziadek i jego syn czyli brat mojej mamy byli lekarzami – obserwowałam, kto przychodzi do gabinetu na wizyty… Na cukrzycę chorowano rzadko i najczęściej były to osoby powyżej 60 roku życia. Dziś cukrzyca to często choroba ludzi młodych. W domu rodzinnym panowały dość rygorystyczne zwyczaje: śniadanie  przed 7 rano,  koło 14 obiad (z deserem – najczęściej był to kompot lub własnej roboty kisiel – gotowane owoce czyli już nie czysta żywa fruktoza…) i kolacja o godz. 18. I koniec. Żadnego podjadania przy telewizji! Gdybyśmy popatrzyli na taki rozkład posiłków z dzisiejszego punktu widzenia to był to… post przerywany. Przez co najmniej 12 godzin od kolacji do śniadania ,,pościliśmy”.  Nie tylko my, ale większość rodzin. Dziś to nie do pomyślenia!

Warunkowani jesteśmy z wszystkich stron. Jedni dietetycy mówią nam, ze powinniśmy jeść 2 razy dziennie, inni, że co najmniej 5. Jedni, że najważniejsze są węglowodany – inni – że węglowodanów powinniśmy unikać. W Internecie – śmietniku każdy znajdzie ,,dowody” na poparcie wygodnych dla siebie tez. Weźmy też pod uwagę, że ludzie kłamią, najczęściej z chęci zysku. Gdyby przedstawiać rzeczywiste badania i tylko te, które nie są sponsorowane przez koncerny być może okazało by się, że cała współczesna nauka jest jedynie – jak mówi Rupert Sheldrake (polecam książki!) – ,,obroną dogmatów”. Żaden z profesorów nie podda w wątpliwość ,,ogólnie przyjętych prawd”, bo oznaczałoby to, że do tej pory po prostu wciskał ludziom ciemnotę, więc nie powinien być profesorem…

Więc jak możemy to sprawdzić? Ja sprawdzałam… na sobie. Oczywiście, nie namawiam nikogo na siłę, tym bardziej osób które czują się chore, mają depresję (którą leczą jedzeniem) i chcą się czuć nieszczęśliwe. Jednak rozpoczęcie od ,,reżimu żywieniowego” jaki w rodzinach panował jeszcze 30 lat temu – czyli: śniadanie, obiad i kolacja i żadnych przekąsek pomiędzy jest dobrym początkiem. Nie namawiam do długotrwałych głodówek – sama też ich nie stosuję. Ale post przerywany – zwany z angielskiego ,,intermittent fasting” – pokochałam przede wszystkim za doskonałe samopoczucie, jakie mi daje.

Znalezione w mediach społecznościowych – nie udało mi się ustalić autora

Wiem, co piszę, bo sama wpadłam w obżarstwo. Potem dopadły mnie choroby, o których już tu pisałam, a ja postanowiłam, że się im nie dam! Gdy zaczynałam zmiany, jadłam między godzinami 8 i 19. Teraz ten czas znacznie wydłużyłam -najczęściej ,,okienko żywieniowe” zamykam około otwieram po godz. 9 a zamykam przed 16, a latem w jeden dzień w tygodniu jem tylko jeden posiłek.

  • Po pierwsze – czuję się znacznie lepiej, niż gdy przeżuwałam coś przez cały dzień.
  • Po drugie – stosując Dietę Dobrych Produktów czy dietę ketogeniczną trudno odczuwać głód – na dodatek są to posiłki BARDZO smaczne!
  • Po trzecie – jeśli z powodów towarzyskich lub jakichkolwiek innych mam ochotę zjeść coś ,,niezdrowego” – na przykład pizzę na mieście czy lody to… nic się nie stanie, jeśli raz na jakiś czas złamię swoje przyzwyczajenia. Dlatego właśnie Michael Mosley poleca swoją dietę 5:2 -kilka dni ograniczamy spożywanie posiłków do okna żywieniowego, w pozostałe dni jemy tak, jak mamy ochotę.
  • Po czwarte… organizm nie musi cały czas zajmować się trawieniem i ma czas na regenerację. To przyspiesza zdrowienie. Fachowcy mówią, że przerwa między posiłkami powinna wtedy trwać co najmniej 14-16 godzin.

Nie liczmy na to, że usłyszymy o tym w telewizji. Telewizja żyje z reklam i nie będzie wspierać zwyczajów przeciwnych reklamodawcom – reklamy wszelkiego rodzaju przekąsek są jednymi z najczęściej pojawiających się w mediach, zaraz po lekarstwach i bankach. Tak naprawdę, dopóki sami nie spróbujemy nigdy się nie przekonamy jak to jest. Dlatego warto najpierw sięgnąć po jedną z książek i… tak naprawdę to niczym nie ryzykujemy. Gdy dopadnie nas Wielki Głód zawsze coś w lodówce znajdziemy, co pozwoli nam ,,przetrwać”…

I być może właśnie to, że dziś żywność jest stale na wyciągnięcie ręki jest przyczyną większości naszych kłopotów ze zdrowiem.

Beata Kozłowska

Jeśli mam ochotę raz na jakiś czas ,,nagrzeszyć” i zjeść coś z przyjaciółmi na mieście to nie ma problemu… Pod warunkiem, że jest to raz na jakiś czas 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *