Chyba wszystkie wiemy jak to jest – stajemy przed lustrem i widzimy otłuszczony brzuch, drugi podbródek, zbyt grube uda… Myślimy: nie mogę na siebie patrzeć – przechodzę na dietę. Czy to dobra motywacja?
Najczęściej taka dieta jest niewypałem. Męczymy się, nie radzimy sobie z ograniczonymi posiłkami, mamy cały czas ochotę na coś słodkiego, a ten uparty tłuszcz nie znika. Waga stoi w miejscu, a czasem nawet… tyjemy. Czarna rozpacz!
Tak się przecież staramy! Więc co robimy źle?
Wszystko, od samego początku.

Gdy nie możemy na siebie patrzeć i nienawidzimy własnego ciała, dokładamy mu (i sobie) jeszcze dodatkowy stres, którego na co dzień i tak mamy w nadmiarze. Tymczasem naturoterapeuci, a nawet lekarze mówią, że stres wywołuje stany zapalne. Wszyscy wiemy, co czujemy przed ważnym egzaminem: często boli nas żołądek, czasem mamy biegunkę, czasem – przeciwnie – zatwardzenie, choć w zasadzie nie ma powodu, bo nie jedliśmy niczego takiego, co mogłoby nam zaszkodzić. Skąd więc te sensacje? Czy to możliwe, że odpowiada za nie stres?

A co się dzieje, gdy zdenerwujemy się na męża (lub żonę), dziecko, sąsiada, koleżankę w pracy, na szefa czy bezmyślnego kierowcę, który nas przyblokował na parkingu – oprócz gniewu pojawia się ból brzucha, prawda?
Pokolenie naszych rodziców i dziadków mawiało: nie zmieniaj się na siłę. Polub siebie taką, jaka jesteś. To rada bezcenna, bo pozwoli nam się… zmieniać się tak, jak tego potrzebujemy.
Dziś o tym zapominamy. Z okładek szczerzą się do nas ,,zrobione” w Photoshopie celebrytki, a my wpadamy w kompleksy, z każdym dniem bardziej nienawidząc swojego ciała. Pamiętajmy jednak, że jest to ,,celowa robota”. W interesie wydawców jest właśnie to, abyśmy się nie lubiły i wydawały krocie na kosmetyki, leki i operacje plastyczne – bo to zagwarantuje pismom stały dopływ reklam, a więc pieniędzy. Z naszym zdrowiem i dobrym samopoczuciem nikt się nie liczy. Więc pomóżmy sobie same.
A co wspólnego z polubieniem siebie ma ryż?
Naturoterapeuci (dr Ryszard Grzebyk, a także Jerzy Zięba, dr. Joseph Mercola i wielu innych) przekonują, że… woda się odpowiednio strukturyzuje w zależności od tego, czy przejawiamy dobre uczucia czy też w naszych myślach przeważa gniew. Co prawda, jest to wyśmiewane przez liczną prasę ,,fachową”, ale wystarczy przeszukać internet, by znaleźć liczne powtórki doświadczenia, które po raz pierwszy przeprowadził dr Mosaru Emoto z Japonii.
Był to eksperyment z ryżem!
Dr Mosaru Emoto ugotowany ryż rozłożył do trzech identycznych zakręcanych słoiczków. Jeden z nich opatrzył dobrymi słowami takimi jak: miłość, wdzięczność, radość, a drugi słoik zyskał słowa: nienawiść, zło, niechęć. Trzeci stanowił próbę kontrolną.
Naukowiec każdego dnia przemawiał do słoików z ryżem tymi samymi słowami, które wypisał na etykietkach. Słoik z dobrymi słowami obsypywany był komplementami, a słoik ze ,,złym” ryżem był obrzucany złymi emocjami. Po kilku dniach ryż w słoiku ,,z nienawiścią” spleśniał, a ryż w słoiku pełnym miłości nadal wyglądał wspaniale.
Jaki stąd wniosek? – Emocje mają znaczenie!
Jasne, że ciało człowieka jest znacznie bardziej skomplikowane niż ryż, ale eksperyment miał badać wodę! A w naszych ciałach wody jest ponad 70%. Można powiedzieć, że jesteśmy chodzącymi ,,zbiornikami wody”. I, jak ryż rozgotowany w wodzie, potrzebujemy dobrych emocji. Dobre emocje są potrzebne, abyśmy byli zdrowi. I – tak! – żeby schudnąć także potrzebujemy miłości. Odchudzanie zaczyna się nie od diety, ale w głowie.
Rodzice mieli rację: nie róbmy z siebie własnych wrogów, a pokochajmy się. Zamiast słów: nie mogę na siebie patrzeć pomyślmy: chcę zrobić coś dobrego dla siebie, żebym była sprawniejsza, żebym mniej się męczyła, żebym była zdrowsza. Powodującą pleśnie nienawiść zamieńmy na zdrową miłość.
Ja tą metodę sprawdziłam na sobie. Działa!
A eksperyment z ryżem? – każdy z niedowiarków może przeprowadzić go u siebie. Wynik zawsze jest taki sam…